poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Wenezuela w Kaleidoscopie bzdur

Tak się zastanawiam, kim jest Maciej Wesołowski? Mam nadzieję, że jednak nie prawdziwym dziennikarzem, ale kimś komu dano sympatyczną fuchę, bo jest po prostu jakimś krewnym, czy kochankiem kogoś z LOT-u.

LOT. Bardzo dawno z nimi nie leciałem, ale przyznaję uczciwie że pozostał mi do nich jakiś sentyment. Bo pierwsze podróże lotnicze, jeszcze w latach 70-tych odbyłem wraz z nimi. Tupolewami i Iłami oczywiście. Kilka lotów krajowych, potem wypad do Bułgarii, na narty do Rumunii. Nawiasem mówiąc ciekawe, czy ktoś jeszcze teraz jeździ z Polski na narty do Rumunii?

Ale miało być o Macieju Wesołowskim i o Wenezueli. Bo to przecież żeby pisać właśnie o tym kraju założyłem tego bloga. No ale jaki to ma wszystko związek z LOT-em? Ano taki, że w okresie wielkanocnym odwiedziła mnie moja siostra z mężem. Polecieliśmy sobie na Los Roques i było bardzo przyjemnie.
Siostra przywiozła mi jak zwykle trochę polskich gazet do poczytania. Głównie tygodniki i miesięczniki. I znalazł się wśród nich styczniowy numer Kaleidoscope - magazynu pokładowego Polskich Linii Lotniczych LOT. Renata (siostra) wzięła go dla mnie bo jest w nim reportaż właśnie z Wenezueli - "Wenezuela w tysiącu smaków". I jego autorem jest wspomniany powyżej Maciej Wesołowski.

Na pozór, jeśli ktoś nie zna Wenezueli, to wszystko wygląda nawet OK. Bo jest to dość sprawnie napisany tekst, są w nim ładne i kolorowe zdjęcia. Wszystko w dodatku przetłumaczone na angielski. Niestety problem w tym, że pan Maciej Wesołowski też tej opisywanej przez siebie Wenezueli nie zna. I prawdopodobnie nigdy tu nie był. Bo nie wyobrażam sobie, że ktoś kto Wenezuelę zna, kto ją choć raz odwiedził, mógłby napisać o niej aż takie bzdury. Proszę, oto przykład:

"Nie przypadkiem tu znajduje się też najwyższa i najdłuższa na świecie kolejka linowa. Turyści wjeżdżają na wysokość aż 4765 m n.p.m., na szczyt o nazwie Espejo, pokonując po drodze ponad 3 km w pionie! Wielu po drodze nie wytrzymuje tempa i zapada na lekką odmianę choroby wysokościowej, ale dla widoków ze szczytu naprawdę warto zaryzykować."
Może Pan Maciej Wesołowski zapadł chyba właśnie w trakcie pisania swego tekstu na taką właśnie chorobę. Pytanie tylko z jakiego powodu. Bo na pewno nie z powodu podróży tą koleją linową w Meridzie. Bo ta kolejka nie działa już od ponad 6 lat. Jest remontowana, to prawda, ale w tempie prawdziwie rewolucyjnym. Kolejni ministrowie już regularnie zapowiadają, że zostanie ponownie otwarta "już wkrótce". Miał być to grudzień ubiegłego roku, potem lipiec tego roku, teraz mówi się że może to będzie grudzień tego roku. Ale pewnie i ten termin nie zostanie dotrzymany, bo ostatnie doniesienia mówią o konflikcie między austriackim chyba wykonawcą i inwestorem (czyli rządem w Caracas), który zalega z płatnościami. Poza tym, z tego co wyczytałem w tutejszej prasie, nawet jak w końcu dojdzie do otwarcia kolejki to czynna ona będzie tylko do znajdującej się na wysokości 3400 m stacji La Aguada. Remont odcinka na szczyt Espejo jest wciąż w bardzo niezaawansowanym stadium.

I o tym wszystkim pan Maciej Wesołowski powinien wiedzieć, gdyby oczywiście odwiedził Meridę. Albo chociaż zajrzał do jakiegokolwiek aktualnego przewodnika po Wenezueli.



Kłamstw i podobnych bzdur w tym tekście jest znacznie więcej. Tak dużo, że nawet nie chce mi się ich wszystkich wymieniać. Tylko jeden jeszcze podam przykład. Maciej Wesołowski zachwala słynną lodziarnię Coromoto z Meridy. I pisze:

"Na deser jeszcze lody coca-colowe i o smaku lokalnego alkoholu arequipe."
Otóż, szanowni pasażerowie LOT-u, znowu będziecie zawiedzeni. Bo znowu magazyn pokładowy robi z Was idiotów. Arequipe to nie żaden alkohol, ale po prostu kajmak, czyli zagęszczone słodkie mleko. To bardzo popularna w Ameryce Łacińskiej słodkość mająca w języku hiszpańskim wiele nazw. W Argentynie mówi się na to dulce de leche, w Panamie bienmesabe, w Meksyku cajeta, a w Wenezueli i Kolumbii właśnie arequipe.

Czytałem gdzieś w polskiej prasie, że LOT się reformuje, restrukturyzuje, że staje się chce stać się nowoczesną, konkurencyjną linia lotniczą. Może więc powinien też zreformować swój Kaleidoscope. Bo publikowanie takich bzdur, to jednak, tak mi się wydaje, brak podstawowego szacunku dla czytelnika czyli pasażera.

6 komentarzy:

  1. Kaleidoscope to prawdopodobnie najgorszy magazyn pokładowy w Europie (nie licząc tych w low-costach). Ale proszę spojrzeć, kto tam jest naczelnym - to wszystko wyjaśnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No sprawdziłem, jakaś Martyna Wojciechowska. Coś mi to powinno mówić?

      Usuń
    2. Widać, że nie mieszkasz w Polsce. W Polsce przed Martyną byś nie ciekł. To taka czołowa travelbrytka, która z sobie tylko wiadomego powodu jest od kilku lat m.in. naczelną polskiego wydania National Geographic doprowadzając przy tym to pismo do poziomu podobnego temu LOTowskiemu Kalejdoskopowi. W NG do czytania nadają się praktycznie tylko przedruki z "prawdziwego" NG. Reszta to "Martyna pojechała", "Martyna widziała", "Martyna napisze". Tam wszyscy pracują na Martynę, w redakcji same zapatrzone w nią miernoty aby nikt przypadkiem nie rzucił cienia na Martynę. Kalejdoskop przygotowuje ta sama redakcja. Nic więc dziwnego, że pojawiają się tam podobne bzdury.

      Usuń
  2. Niezłe. Pozwolę sobie rozreklamować ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też ten wpis zacytowałem. Głupotę i ignorancję należy tępić bezlitośnie.
    https://ktotopisze.wordpress.com/2014/08/02/maciej-wesolowski-kaleidoscope/

    OdpowiedzUsuń