piątek, 3 stycznia 2014

Nowy Rok

5 i pół godziny. O tyle później, w porównaniu z Polską, zawitał do Wenezueli rok 2014. Ale w końcu się pojawił. Wenezuelczycy witali go, w większości, na plaży. Ja też.

I choć mieszkam tu już sporo czasu, niezmiennie mnie dziwi ta wenezuelska miłość do smażenia się i tłoczenia się nad morzem. Bo wypoczynkiem nazwać tego nie można - plaża bez głośnej muzyki i alkoholu nie jest tu plażą. A najlepiej jest, jeśli można na nią wjechać samochodem!

Tyowy Wenezuelczyk czuje dopiero pełnię szczęścia i wakacyjny klimat, gdy położy się w cieniu własnej terenówki, z otwartym bagażnikiem wypełnionym głośnikami i zdoła nimi zagłuszyć muzykę z terenówki sąsiada. Cały dzień będzie pił, smażył kiełbaski na przenośnym grillu, komentował która z przechodzących lasek ma najfajniej zrobione cycki, a o zachodzie słońca, pijany, wsiądzie w terenówkę i pojedzie do hotelu. Albo wdrapie się do namiotu, często znajdującego się na dachu samochodu. I tak w kółko, przez kilka dni.
Obiecuję, że kiedyś zrobię zdjęcie takiej wenezuelskiej plaży z szeregiem samochodów na niej. Zaparkowanymi jak najbliżej wody.

Na szczęście nie wszędzie tak jest. Są jeszcze nadmorskie oazy względnej ciszy. I właśnie w takiej, w domu znajomego przy Parku Narodowym Mochima, witałem ten 2014 rok. Był francuski szampan (Wenezuelczycy, zwłaszcza boliborżuazja, czyli ci którzy dorobili się dzięki Rewolucji Boliwariańskiej, uwielbiają się snobować na europejski luksus), owoce morza, były ognie sztuczne, były też Wenezuelki z nadmiernie powiększonymi piersiami. Ale muzyka była tylko nasza, bez potrzeby zagłuszania sąsiada. Miło było, nie przeczę. Ale już sobie obiecałem, że 2015 przywitam w miejscu ze śniegiem. Plaża może być na Wielkanoc.

Bo Wenezuelczycy mają trzy w roku okresy masowej Wędrówki Ludu. Trzy momenty w roku, gdy każdy stara się znaleźć nad morzem, miasta się wyludniają, a plaże zaludniają. Trzy okresy, które zaczynają się i kończą niewyobrażalnymi  korkami na wszystkich autostradach i głównych drogach kraju. Te okresy to Boże Narodzenie-Nowy Rok-pierwszy tydzień stycznia, Karnawał i Wielki Tydzień.

I lepiej wtedy nie przyjeżdżać na zwiedzanie Wenezueli. Bo hotele są pełne, ceny lecą w górę, a miejsc w lokalnych samolotach i autobusach zupełnie brakuje.

Mamy więc 2014. Powiem szczerze - nie mam pojęcia co on Wenezueli przyniesie. Aktualny model gospodarczy trzeszczy w szwach, co rusz gdzieś się pruje, a prezydent Maduro biega z dratewką próbując cerować największe dziury. Ale długo tak się nie da. Więc albo szybko władza się zdecyduje na znaczące, radykalne reformy, albo będzie tu jakaś spory kryzys. Status quo nie da się utrzymać.

Przyznają to, coraz częściej, nawet ludzie u władzy. Pożyjemy - zobaczymy.

Tymczasem wszystkim, na nadchodzące 12 miesięcy, życzę pomyślności, zdrowia i powodzenia w pracy bądź interesach.